Andrzej Duda nie dotrzymał wielu obietnic złożonych podczas kampanii wyborczej w 2015 r.
Przypominamy te najważniejsze
Choć wielu obietnic wyborczych Andrzej Duda dotrzymał, jak np. obniżenie wieku emerytalnego, 500 plus, bądź likwidacja gimnazjów, to jednak spora część jego kluczowych zapowiedzi wciąż czeka na realizację. Zrobiliśmy przegląd najważniejszych z nich. Oto siedem niespełnionych obietnic wyborczych Andrzeja Dudy.
- Andrzej Duda został Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej w 2015 roku. Teraz ponownie kandyduje na ten urząd, a w sobotę ma miejsce oficjalna inauguracja jego kampanii
- Postanowiliśmy sprawdzić, które z obietnic wyborczych Andrzej Dudy sprzed wyborów w 2015 roku nie zostały do tej pory zrealizowane
- Wśród nich znaleźć można m.in.: likwidację NFZ czy podniesienie kwoty wolnej od podatku. Podczas sobotniej konwencji nie zapowiedział ponownie spełnienia żadnej z nich
1. Likwidacja NFZ
W umowie programowej Andrzeja Dudy z 2015 r. mogliśmy przeczytać, że wtedy jeszcze jako kandydat na prezydenta domagał się likwidacji Narodowego Funduszu Zdrowia. Obecna głowa państwa obiecywała “zmiany systemu opieki zdrowotnej, z poparciem prezydenta, które będą opierać się na założeniu, że pacjent jest zawsze w centrum uwagi“.
Postulowała także: “odejście od kryterium zysku w służbie zdrowia – lekarze mają leczyć, a nie liczyć; Fatalna instytucja, jaką jest NFZ, powinna być zlikwidowana”.
Foto: http:/www.andrzejduda.pl/umowa-programowaFragment umowy programowej Andrzeja Dudy z 2015 r.
Co z tego zostało? Nic. Rząd swojego czasu miał pomysł powołania Urzędu Zdrowia Publicznego, który zakładał połączenie kompetencji Państwowej Inspekcji Sanitarnej, części profilaktycznej należącej do NFZ, Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, Krajowego Centrum ds. AIDS oraz Krajowego Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii. Nowa instytucja miała pojawić się 1 stycznia 2018 r.
Jednak po uzgodnieniach wewnętrznych w Ministerstwie Zdrowia, pomysł powrócił do etapu analizy założeń projektu. Później utonął gdzieś w szufladach MZ i już do niego nie wracano.
2. Ustawa frankowa
Pomoc frankowiczom stała się jednym z głównych tematów kampanii prezydenckiej w 2015 r. Dlaczego? Temat nabrzmiał w wyniku styczniowego “czarnego czwartku”, czyli skokowego umocnienia się franka szwajcarskiego. Politycy wyczuli nastroje społeczne i zaczęli obiecywać poszkodowanym pomoc.
15 maja 2015 r. Andrzej Duda przyjął delegację ruchu Stop Bankowemu Bezprawiu, które zrzesza osoby mogące posiadać niezgodne z prawem umowy kredytowe w obcych walutach. Kandydat na prezydenta RP złożył wtedy obietnicę, że – jeśli zasiądzie w pałacu – w pierwszych trzech miesiącach urzędowania prześle do parlamentu prezydencki projekt ustawy, która zmusi banki do przewalutowania tzw. kredytów walutowych na złotowe po kursie z dnia podpisania umowy.
Co z tych zapowiedzi zostało? Ustawa frankowa to najlepszy przykład na to, jak słowa w kampanii zderzają się z twardymi rachunkami ekonomicznymi. Po zapowiedziach i pierwszych projektach, które to na barki banków zrzucały koszty przewalutowania kredytów, ustawę prezydenta najpierw skrytykowali eksperci, później zmiażdżył ją Związek Banków Polskich i sam Narodowy Bank Polski, uznając za pomysł, który może podmyć system bankowy w kraju.
Słowem, wyliczenia Kancelarii Prezydenta były zdaniem ekspertów nierzetelne i wzięte z sufitu (prezydent mówił o kosztach dla systemu rzędu 4 mld zł, NBP o nawet 8 mld zł).
Później w 2017 r. projekt schowano do szuflady, a frankowicze musieli wyjść na ulicę, aby prezydent znów sobie o nich przypomniał. Następnie nastąpił serial pt. “przesuwanie w czasie obrad komisji sejmowej”, która miała się zająć nowym projektem ustawy. Dopiero 15 lipca 2019 r. prezydent Duda podpisał nowelizację ustawy, a raczej to, co z pierwotnego pomysłu pomocy frankowiczom zostało.
– Nowelizacja ustawy o wsparciu osób z funduszu kredytobiorców de facto nie zawiera żadnego zapisu dedykowanego osobom z problemami kredytów walutowych. Ta nowelizacja więc nie ma nic wspólnego ze słowami prezydenta, które słyszeliśmy w kampanii. Co więcej, pomimo zapewnień głowy państwa, że ma ona pomagać osobom potrzebującym wsparcia, tak naprawdę ludzie, którym grozi eksmisja, bądź licytacja mieszkania przez komornika są spod tej ustawy wyłączeni – komentuje w rozmowie z Business Insider Polska Arkadiusz Szcześniak, prezes Stowarzyszenia Stop Bankowego Bezprawiu.
– Ta ustawa zawodzi w każdym swoim aspekcie – podsumowuje.
3. Emerytury bez podatku oraz podniesienie kwoty wolnej do 8 tys. zł
Zapowiedzi, przepychanki w rządzie, a później wdrożenie podniesienia kwoty wolnej od podatku to serial, na który, aby zrelacjonować go w całości w tym artykule, nie wystarczyłoby miejsca (swojego czasu ciekawie opracował to TVN24). Niemniej, jest to kolejna obietnica, która w drodze od zapowiedzi do realizacji została znacząco uszczuplona i wykoślawiona.
Podczas konwencji programowej 28 lutego 2015 r. Andrzej Duda zapowiedział podniesienie kwoty wolnej od podatku z 3091 zł do 8000 zł. Dla wszystkich podatników. Później te słowa dozował jeszcze dosadniej, przekonując, że emeryci nie powinni płacić podatku.
– Czas starać się i działać w zakresie podwyższenia kwoty wolnej od podatku, bo dzisiaj w naszym kraju nawet ten, kto zarabia pensję minimalną musi odprowadzić podatek. Czy tak powinno funkcjonować rzetelne państwo, które uczciwie traktuje swoich obywateli? W krajach, gdzie władza jest uczciwa, ten kto zarabia najniższą pensję nie płaci podatku. U nas nie może nawet o tym pomarzyć i to się musi zmienić. Trzeba to zrobić z rozwagą, ale uważam, że w niedługim czasie kwota wolna od podatku powinna sięgać 8 tys. zł – mówił wówczas jeszcze kandydat PiS na prezydenta.
Z kolei w sierpniu jako prezydent elekt Andrzej Duda oceniał, że kwota wolna od podatku jest “cały czas jeszcze na śmiesznym poziomie”, który jest “niewspółmierny choćby do minimum egzystencji”.
– Trzeba ją zdecydowanie podnieść, mam nadzieję, że później ona będzie nadal w kolejnych latach stopniowo podnoszona. Ja zapowiedziałem, powinna być w jak najszybszym tempie podniesiona na poziom co najmniej 8 tys. zł, co spowoduje, że choćby ci, którzy otrzymują dzisiaj najniższe emerytury czy renty, w zasadzie nie będą płacili podatku. I konkretne pieniądze – kwoty przy najniższej emeryturze rzędu prawie 80 zł miesięcznie – zostaną w ich portfelach – dodawał Duda.
Według wstępnych wyliczeń z tamtego czasu zapowiedź zmiany podatkowej miałaby kosztować budżet nawet 17 mld zł.
Co zostało z tej obietnicy? Rząd podwyższył kwotę wolną do 8 tys. zł, ale tylko dla najbiedniejszych, których miesięczne wynagrodzenie nie przekracza ok. 660 zł. Cała reszta musiała obejść się smakiem.
– Dla ponad 90 proc. podatników nic się nie zmieniło. Co więcej, część osób z wysokimi dochodami kwotę wolną w ogóle straciła. Zapłacili za jej podwyżkę dla osób z niskimi dochodami – mówił w “Rzeczpospolitej” Andrzej Marczak, doradca podatkowy, partner w KPMG.
Jego zdaniem z kwoty wolnej zrobiono coś na kształt ulgi podatkowej, która zależy od spełnienia przez podatników określonych warunków. – Tymczasem kwota wolna to kwota wolna. Jej konstrukcja powinna być demokratyczna. Jeśli już jest, powinna przysługiwać wszystkim podatnikom. Jej podwyższanie tylko dla niewielkiej części podatników kosztem innej ich grupy to ruchy pozorowane – dodawał doradca.
Na razie o kwocie wolnej dla reszty podatników ani rząd, ani prezydent nie mówią.
4. Równe dopłaty dla rolników
Zrównanie unijnych dopłat dla rolników to temat, który wciąż jest żywy w polskiej polityce. Po pięciu latach prezydentury Andrzeja Dudy, który zapowiadał “równe traktowanie przez unię polskich rolników” wciąż w tym temacie jest wiele do zrobienia.
– Jesteśmy członkiem pełnoprawnym Unii Europejskiej, czy nie? – pytał retorycznie Andrzej Duda podczas kwietniowego spotkania w Rykach w 2015 r. – Jeżeli tak, to polskim rolnikom należą się takie same dopłaty, jakie biorą rolnicy francuscy czy niemieccy – podkreślał.
Jednak po pięciu latach niewiele w tym zakresie się zmieniło. W kampanii parlamentarnej PiS do tego tematu powrócił. Średnio nasz rolnik otrzymuje 200 euro, unijny – 259 euro dopłaty.
– Zapowiedź prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, że rolnicy otrzymają pełne dopłaty do hektara, jest zapewnieniem, że polskie władze w negocjacjach w Brukseli tę sprawę będą stawiały jako priorytet – mówił we wrześniu 2019 r. PAP minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski.
Walka więc wciąż trwa.
5. Podnoszenie podatków dla najlepiej zarabiających
– Nie jestem zwolennikiem podnoszenia podatków najlepiej zarabiającym. Jestem zwolennikiem stworzenia mechanizmów, które zmotywują najlepiej zarabiających Polaków do tego, by inwestowali swoje pieniądze w kraju, a nie szukali rozwiązań z gatunku tzw. “optymalizacji podatkowej”, czyli lokowania środków w “rajach podatkowych” – pisał w ankiecie dla kandydatów na prezydenta Andrzej Duda. Był maj 2015 r.
Przez pięć lat swojej prezydentury Andrzej Duda przynajmniej dwa razy złamał dane wtedy słowo. Po raz pierwszy, gdy podpisywał wspomnianą ustawę o podniesieniu kwoty wolnej od podatku.
Przypomnijmy, że dla osób o dochodach powyżej 85 tys. zł rocznie kwota wolna ulega stopniowemu zmniejszeniu, zaś podatnicy zarabiający więcej niż 127 tys. zł nie mają kwoty wolnej w ogóle.
W praktyce oznacza to dla nich podwyżkę podatków. Osób, które straciły na wprowadzonych zmianach, jest ok. 700 tys. osób.
Drugi raz prezydent RP złamał dane słowo, podpisując ustawę o daninie solidarnościowej w 2018 r. Nowy podatek objął osoby fizyczne, których dochód roczny przekracza milion złotych. Jej wysokość wyniosła 4 proc. od nadwyżki powyżej miliona. Danina dotknęła około 21 tys. osób.
Teraz przekształcony Fundusz Solidarnościowy rząd wykorzystał jako wehikuł do wypchnięcia poza stabilizującą regułę wydatkową miliardów złotych, które mają pójść m.in. na 13. emerytury, czy zasiłek pogrzebowy. W ten sposób politycy Zjednoczonej Prawicy ukryli dziurę budżetową na 2020 r., jednak znacząco powiększyli deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych (bez jednorazowych wpływów ma wynieść w tym roku 2,2 proc. PKB wobec 1,3 proc. PKB zapisanego w pierwszej wrześniowej wersji projektu budżetowego na 2020 rok).
6. Likwidacja śmieciówek oraz “patologicznego” samozatrudnienia
5 maja 2015 r. kandydat na prezydenta Andrzej Duda podpisał wraz z Solidarnością “Umowę programową”, w której czytamy, że polityk zobowiązuje się do “wyeliminowania stosowania śmieciowych umów oraz patologicznego samozatrudnienia, a także tworzenia stabilnych miejsc pracy, chroniących pracowników przed ubóstwem.”
Jak po pięciu latach wygląda spełnienie tej obietnicy? Jak wskazywał w rozmowie z Business Insider Polska Jakub Sawulski, ekonomista PIE i wykładowca SGH, w Polsce 22 proc. ludzi pracuje na niestabilnych formach zatrudnienia – czyli umowach o dzieło i zlecenie oraz etacie na czas określony. To jego zdaniem nie buduje poczucia bezpieczeństwa, które jest niezbędne przy podejmowaniu decyzji młodych ludzi o potomstwie.
Co więcej, w ciągu ostatniego roku przybyło 100 tys. pracujących na własnej działalności i tyle samo na umowach cywilnoprawnych, czyli właśnie tzw. śmieciówkach (umowy zlecenie i o dzieło).
Czy to dobrze, że prezydent nie wywiązał się z tej zapowiedzi? I tak, i nie. W ostatnich latach przy bardzo niskim bezrobociu sytuacja patologicznego wymuszania na pracownikach umów cywilnoprawnych stawała się coraz rzadsza.
Eksperci są zdania, że to sami pracownicy mogą obecnie woleć elastyczne formy zatrudnienia, które są niżej opodatkowane niż etat. Dzięki takim rozwiązaniom Polakom zostaje więcej pieniędzy w kieszeni (ten mechanizm wiąże się również ze spadkiem zaufania do systemu emerytalnego). Z drugiej strony na tle krajów unijnych tzw. “śmieciówek” w polskiej gospodarce jest wciąż za dużo.
Plusem za to był projekt PiS wprowadzony w życie 22 lutego 2016 r., który ograniczył stosowanie umów o pracę na czas określony do 33 miesięcy (oraz maks. 3 takich umów). Po tym czasie pracodawca ma obowiązek zatrudnić pracownika na umowę o pracę na czas nieokreślony.
Niemniej, ta ustawa nie dotyczy w ogóle umów cywilno-prawnych oraz samozatrudnienia, tak więc obietnicę Andrzeja Dudy należy uznać w tym temacie za niespełnioną. Śmieciówek przybywa, a nie ubywa, jak chciał tego prezydent.
7. Pomniejsze obietnice: likwidacja VAT na ubranka; projekt obywatelski musi przejść pierwsze czytanie; zakaz prywatyzacji Lasów Państwowych w Konstytucji
W tym punkcie skupimy się na kilku pomniejszych obietnicach Andrzeja Dudy. Od niektórych z nich odszedł sam, inne w zapomnieniu czekają na realizację, a jeszcze inne przyblokowała Unia, z którą prezydent i rząd nie mogą się porozumieć.
Tak na przykład stało się z obiecywaną likwidacją podatku VAT na ubranka dziecięce. Choć prezydent zapowiadał takie rozwiązanie w kampanii, rząd PiS wciąż walczy w tej kwestii z Brukselą.
Prezydent zrezygnował za to całkowicie z pomysłu konieczności forsowania obywatelskich wniosków ustawodawczych, tak aby nie mogły być odrzucone w pierwszym czytaniu. Był to zapis, który obiecał w umowie z “Solidarnością” z 2015 r. Do tej pory nic z tego jednak nie wyszło.
Pojawiają się jednak głosy, że porzucenie tej zapowiedzi jest słuszne. Obecnie w prawie zapisane jest, że marszałek sejmu w ciągu trzech miesięcy musi przesłać projekt obywatelski do pierwszego czytania. Dzięki temu nie znajduje się on w parlamentarnej zamrażarce, a obywatele mogą być pewni, że chcąc, nie chcąc politycy się nim zajmą. Jednak pomysł, aby zakazać odrzucenia projektu w pierwszym czytaniu wydaje się dość kuriozalny, ponieważ w ten sposób każdy projekt obywatelski, nawet o najbardziej absurdalnej treści musiałby być dalej procedowany w Sejmie..
Co więcej, prezydent nie dotrzymał także obietnicy wpisania zakazu prywatyzacji Lasów Państwowych do Konstytucji. 3 maja 2015 r. w Zakopanem Andrzej Duda mówił (film z YouTube znajduje się na końcu artykułu):
Będę dążył do tego, aby w polskiej konstytucji znalazł się zapis o ochronie lasów państwowych z absolutnym zakazem ich prywatyzacji.
Podkreślmy, że do tej pory nic takiego się nie wydarzyło, więc obecna głowa naszego państwa nie tylko złamała słowo dane w kampanii, ale co więcej jej obóz polityczny w tym kontekście rozpętał w lipcu 2018 r. prawdziwą burzę.
Leśnicy protestowali wtedy przeciwko utworzenia spółki na bazie Lasów Państwowych. – To zagrożenie dla Lasów Państwowych i złamanie obietnicy wyborczej – przekonywali , dodając, że powołanie spółki może doprowadzić do nierentowności Państwowego Gospodarstwa Leśnego “Lasy Państwowe”, a ostatecznie do sprzedaży polskich lasów.
Jaki to dało efekt? Premier Morawiecki musiał się z tego pomysłu tłumaczyć, akcentując raz po raz że jego obóz polityczny jest przeciwko prywatyzacji Lasów. Jednak zapisu w Konstytucji jak nie było, tak nie ma.
W niespełnionych obietnicach Andrzeja Dudy pominąłem również dwa inne postulaty – 2 proc. PKB przeznaczanych na naukę oraz obiecane 1,4 biliona zł na inwestycje. Uznałem, że są to zapowiedzi w trakcie realizacji. Sam prezydent Duda nie doprecyzował, kiedy chce osiągnąć wspomniane poziomy wydatków.
Ucho prezesa