Dawno, dawno temu kiedy bramy Brandenburskie zamykano na zatrzaski, a zamykał je niski jegomość wysokiego wzrostu, na miękkim kamieniu siedziała młoda staruszka i nic nie mówiąc rzekła…
-Jak wieść straszna niesie, a może nie straszna? Za górami za lasami daleko, a może bliżej? mieszkał okrutny czarownik, co był bardzo złośliwy i różne psikusy sprawiał ludziom i zwierzętom. Miał on przepiękną córkę, Wiosna było jej na imię, a mieszkał on w strasznym zamczysku, a może w małym zamku? U podnóża zamczyska leżała wioska, dalej rozpościerało się błękitne jak niebo jezioro. Było tam biednie, ale ludzie byli dla siebie bardzo życzliwi.
W biednej chatynce na skraju wioski mieszkał młodzieniec niespotykanej urody, który często przechadzał się nad brzegiem przejrzystej toni. Na imię było mu Lato.
Pewnego dnia ów młodzieniec nie mając nic do zrobienia, szedł z wolna zamyślony. Czuł że coś mu brakuje do szczęścia, lecz nie potrafił tego określić. Było to coś tak zwiewnego, ulotnego… że nie potrafił tego uchwycić. Nagle w uszach zadźwięczało mu coś, jak delikatny dzwoneczek. Przystaną, rozejrzał się… Cud, cud natury pryskał się w wodzie o przepięknej urodzie śmiejąc się perliście.
Stanął oniemiały, patrzył oczarowany. Pokochał w jednej chwili niewiastę, co pluskała się w wodzie moi mili. Niewiasta go nie spostrzegła i z wody naguteńka wybiegła wpadając prosto w jego ramiona. Zadrżała cała i się w nim zakochała. Ojciec jej, straszny tyran-czarodziej zakazał miłości do Lata niebodze.
Spotykać się nie mogli, ale miłość była tak wielka, że była straszna ich udręka… Czarownik nie mogąc znieść tej miłości, zamienił córkę w coś nieznane, nie opisane. Kiedy ktoś ją obaczył… dla każdego była czymś innym.
Ale jak to w każdej bajce bywa, nadzieja przybywa. Chrzestna matka nieszczęśnika usnuła plan aby ulżyć cierpieniu chrześniakowi kochanemu i rzuciła czar na niego, a i odmieniła kochaną jego z czegoś niewiadomego… Odmieniła ich w pory roku. Zrobiła to, aby ulżyć ich cierpieniu i raz do roku o jednej porze szczęśliwie spędzali chwile.
Tak więc od tamtej pory… od marca do czerwca Wiosna nadchodzi piękna i radosna. Wie że spotka swego kochanka, który jest jak chałka rumiana, bo z nim przychodzi słoneczko złocone złotem i coraz jaśniej świeci. Raduje się Wiosna co woń piękną roznosi że lubego spotka. Dzięki niej zakwitają kwiatki kolorowe radośnie do słońca główki kierujące. Sasanka, przylaszczka, mlecz nieśmiało swe żółte kwiatki rozchyla. W ulu zaczyna się wrzawa… to rój pszczół budzi się, swe czułki rozchyla. Bąk kosmaty, gruby niedługo przywita nas basowym buczeniem. Zaczną złocić się dojrzałe kłosy i maki w falującym zbożu. A Wiosna… ta piękna zmysłów podnieta zaprowadzi nas do nieba rozkoszy. Każdy o tej porze miłości swej szuka i każdy ją znajdzie… Wiosna już nie szuka.
Tak więc raz do roku radość wszyscy mają, że Wiosna i Lato się spotykają.
„Cztery pory roku” Vivaldiego na delikatnej klawiaturze łechtaczki lubię grać, która pod pływem dotyku i bez lęku, że zostanie zadrapana długimi paznokciami (a nie daj boże, jakby miały tipsy zostać) podda się bezgranicznie. Wsłuchując się w bicie serduszka, szybkiego oddechu, lubię odczuwać doznania jej drżenia ciała. Wypływu nektaru, doznania orgazmu poczuć na palcach.
„Cztery pory roku”
Delikatnie klawiaturkę muszelki dotykam Przyspiesza rytm serca, zaczyna się muzyka Szybki Twój oddech brzmi jak wiosna
Drżenia ciała odbieram jakby jesień nastała Wypływ nektaru jest jak topniejący śnieg zimą Z wyczucia Twego orgazmu lato nastało
Ustaje muzyka Vivaldiego, cicho odpływa Usypiasz w ramionach namiętności W świat rozkoszy płyniesz
Pragniesz między gwiazdami pływać W bezkres świata kosmosu przebywać Twoje ciało przyjemność orgazmu porywa
Usypiasz w ramionach namiętności Jak się zbudzisz ponownie zagram Vivaldiego Delikatnie po klawiaturce zagram
Ponownie jest jesień, wiosna, lato, zima I oto ponownie gra na muszelce się rozpoczyna Z daleka melodia Vivaldiego rytm swój rozpoczyna
Wspomniałam o paznokciach… na samą myśl, że miały być w środku znaleźć się długie paznokcie, lub tipsy …brrr… Łatwo o uszkodzenie delikatnej tkanki w pochwie, lub zadrapania łechtaczki… Ruchy w trakcie orgazmu, nie mają szansy być kontrolowane.
Monika Janos – O teatrze życia – Życie jest szkołą
„Głupich nie sieją, sami się rodzą”
<Inteligencja zdecydowanie idzie w parze z czarnym humorem>