„Lód, truskawka, opaska, seks”
Niesamowita pogoda, błyski, grzmoty, ulewa
Ogromne krople dudnią o parapet
To jest to, co uwielbiam… muzyki do tego nie potrzeba
Rozstawiam świeczki
Zapach lawendy rozchodzi się po pokoju
Obok tapczanu schłodzony szampan, miseczka z truskawkami
Weszłaś do pokoju świeża, pachnąca
Poprawiłaś mokre włosy, ręcznik odsłonił udo
Podchodzę, biorę za rękę, przyciągam do siebie
Zapach ciała jest podniecający
Usiadłaś na tapczanie, spod ręcznika kolanko się wymyka
Nalałam do kieliszków szampana, zabrzęczało szkło
Uklękłam, sięgnęłam po truskawkę
Delikatnie dotykam nią twoich ust
Rozchyliły się namiętnie wchłaniając czerwień
Ciepłe uda, aż się mam pragnienie się w nie wtulić
Podniosłam się, podchodzę do stolika
Sięgam po opaskę, patrzysz zdziwiona
Uśmiechasz się, oczy zabłysły iskierkami
Powolutku podeszłam, opaska zasłoniła iskrzące się źrenice
Dotykam twych ramion, zadrżałaś
Oddech masz szybszy, płytszy
Delikatnym ruchem popchnęłam cię
Dotykam opuszkami palców piersi twe
Przebiegają cię dreszcze, sutki stwardniały
Lód, zapomniałam o lodzie, idę po lód
A ty mi się nie rusz i ani mru mru
Musisz czekać, bo jak nie, to będziesz ukarana
Oj, mocno skarana, pejczem poklepana
I będziesz leżeć niezaspakajana
Chcesz się podnieś, o nie moja pani – sięgam po kajdany
Jedna ręka przymocowana, druga przymocowana
Nogi rozchylam ci, ty cała drżysz
Kostka lodu spada na pępuszek
Pod wpływem zimna sutki stwardniały
Powolutku kładę truskawkę, przeszywa cię dreszcz
Przydałaby się śmietana, będzie zabawa doskonała
Leżysz nie wiedząc co się dzieje, śmietana – mrrr…
Delikatnie nakładam na lewą, na prawą pierś
Zlizywać zaczyna, ssię piersi twe
Śmietana doskonała jest – posuwam się wzdłuż pępuszka
Czeka na mnie twoja maluśka cipuśka
Kieruję się w kierunku pachwinki
Podudzie, paluszki, stópki… przeszywa cię dreszcz
Wracam do pępuszka,piersiątek
Powoli dotykam sutkę, lekko ją pociągnęłam
Druga ręka sięga muszelki
Soczki wypływają z krateru, broszka pulsuje
Dotknęłam kostką lodu usta, wysunęłaś język
Przesuwam lód wzdłuż szyi do dekoltu
Pocałowałam pierś, lekko ssię, zlizuję śmietanę
Druga pierś… na opuszczonej zostawiam lód
Wciągnęłaś gwałtownie powietrze
W dół zjeżdżam powoli, possię sobie do woli
Zlizuję śmietanę powoli, mój umysł jest zadowolony
Rozgrzewam twą skórę językiem
Gwałtownie schładzam lodem, pulsujesz
Płoniesz, wijesz się, twoje ciało szaleje
Błagasz abym dokończyła, ja się nie spieszę
Powolutku zsuwam się do krateru
Sięgam do płynnej lawy, nie jesteś w stanie nic powiedzieć
Drażnię się z tobą, apetycznie wyglądasz
-Pić – usłyszałam błagalny szept
Próbujesz się podnieść, przytrzymałam cię
Kostkę lodu zamoczoną w śmietanie podałam
Po dotykałam wokół ust
Sięgnęłam ręką między uda
Zataczam kółeczka, delikatnie naciskam
Palce ślizgają się po mokrej, napęczniałej muszelce
Myśl że doprowadzam cię do rozkoszy sprawia
Że czuję w sobie motylki
Doprowadzają mnie do szaleństwa
Muszelka w moich ustach w raz z lodem
Lód topnieje, twa muszelka szaleje
Lubię takie zberezeństwa
Muszę mocno trzymać twe biodra
Nie jesteś w stanie panować nad swoim ciałem
Wyczułam że nadchodzi ten moment po którym orgazm jest
O nie moja miła, za szybko byś skończyła
Podrażnię się jeszcze z tobą, klamerki na sutki ci zakładam
Teraz zacznie się zabawa…
Po kulki gejszy sięgnęłam… delikatnie je wcisnęłam
Jęknęłaś, ręce moje powędrowały na myszkę
Palce zaczęły poruszać się jak po klawiaturze
Poczułam skurcz, orgazm nadchodzi
Nie przestaję grać, nie daję ci odetchnąć
Blokuję krater nie pozwalając wypłynąć ambrozji
Nie może za szybko wypłynąć
Druga dziureczka delikatnie też zablokowana
Z gardła wydobywa się krzyk
Powoli wyjmuję kuleczki
Po dłoni cieknie soczek, skurcz za skurczem
-Już nie mogę, proszę – zdołałaś wyszeptać
Delikatnie ma ręka przyległa do myszuni
Jest pulchniutka, cieplutka, wilgotna
Serce bije ci z szybkością Pendolino
Wszystko w tobie pulsuje
Złożyłam pocałunek między uda
Drgnęłaś, mocno się przytuliłaś, usnęłyśmy
W krainę Morfeusza opłynęłyśmy
O dalszym seksie śniłyśmy…
Za oknem stuk puk o parapet krople deszczu stuk puk
Poczułam delikatny podmuch wiaterku
Usłyszałam szept -czy możesz rozkuć mi ręce?
-Co ręce – szepnęłam przez sen
-Czy możesz rozkuć mi ręce
Powtórzyło echo senne, przeciągam się namiętnie
Zapomniałam że w kajdanki cię zakułam
Opaskę i kajdanki zdjęłam
Z czułością na ciebie zerknęłam
Do siebie przytuliłam, w dalszy sen odpłynęłam
W krainie Morfeusza się rozgościłam
W dalszy sen popłynęłam, w błogości rozpłynęłam
Ku marzeniom popłynęłam
Spokojnego dzionka życzę
———–
Monika Janos – O teatrze życia – Życie jest szkołą
„Głupich nie sieją, sami się rodzą”
<Inteligencja zdecydowanie idzie w parze z czarnym humorem>