Toksyczny związek to tragedia. Tragedią jest to, że nie odchodzimy od takiego związku, wielu nie chce. Często próbuję takim osobom pomóc – doradzam, wspieram – ale przychodzi moment że ręce, i zaczyna rodzić się we mnie obojętność do losu takiej osoby. Może to brutalne, ale dlaczego ja mam się wtrącać i pomagać? Najpierw szukają pomocy, rady a później i tak człowiek na durnia wychodzi. A później narzekanie, że znieczulica jest wokół nich.
W takich sytuacjach zaczynam się zastanawiać, czy osoby narzekające na swój los nie próbują moją litość wykorzystać aby nad nimi się rozczulać. Mnie tacy znajomi nie są potrzebne – to jak wampiry energetyczne.
Są związki kiedy ludzie zaczynają żyć zamiast ze sobą żyją koło siebie, z czasem już nie mają ochoty odejść, łączy ich alkohol, narkotyki, ktoś nie ma gdzie odejść i łatwo stoczyć się razem na dno…
Byłam w związku z którego ciężko mi było odejść, ale też zaczęłam się staczać. W dzień w dzień alkohol. Seks przestał nas łączyć – bo co to za seks po pijaku? – ale imprezy, alkohol. Miłość? Miłości już nie było, tylko przyzwyczajenie.
Kiedy ma się przyjaciół i znajomych na których nam zależy oprócz związku, łatwiej wydostać się z matni spadania w dół. Pod jednym warunkiem… że miłość już nie łączy dwojga ludzi. Kiedy jest miłość, to tylko ona się liczy. Jesteśmy ślepi, głusi na wszelakie argumenty, a każdy wtrącający się w związek – chcący pomóc – uważany jest za wroga, intruza.
Na moje szczęście, przyszła do mnie miłość i to z niespodziewanej strony. Często tak jest, że szukamy miłości daleko, a ona u naszych stup już dawno jest czekając kiedy ją zauważymy. Zauważyłam i dzięki niej z czeluści matni się wydostałam. Wyciągnęła do mnie rękę a ja do niej. Oddala mi swoje serce a ja jej swoje i dzięki temu odbiłam się od dna patologi w której zaczęłam się zanurzać.
A co z moją byłą miłością która stała się moją matnią? Rozstaliśmy się w zgodzie – zawsze uważałam, uważam i mam nadzieję że to się nie zmieni, że z osobami z którymi się było w związku powinno rozstawać się bez kłótni, wspólnych pretensji do siebie.
Przez 7 lat dochodziły mnie wieści od znajomych, jak sobie życie ułożyła. Nie wesoło to wyglądało. Związała się z facetem i miała troje dzieci które trafiły jedno po drugim do domu dziecka. Czy ją jeszcze spotkałam? Tak. Ale wolałam nie wznawiać naszych relacji…
…widziałam ją brudną, zaniedbaną na przystanku z dwoma żulami jak wino marki wino piła – nie podeszłam. Facet z którym była po naszym rozstaniu i miała z nim dzieci tak samo skończył… Spotkałam go przy sklepie – tylko w zasadzie po oczach go poznałam, tak był zniszczony fizycznie – kupiłam to co chciał… wino marki wino, dałam parę groszy. Naszła mnie myśl i zastanowienie… „czy bym tak samo skończyła, jeśli nasz związek by nie doszedł do rozpadu?” Zbyt dużo alkoholu w danym czasie było… Miłość do Pajęczynki mnie uratowała od znalezienia się na dnie.
Myśl mnie naszła… Dzięki miłości ku niebiosom się wznosimy, ale i przez miłość na dno możemy spaść. A krócej…
Dzięki miłości ku niebiosom się wznosimy
Przez miłość na dno się staczamy
A czy Ty też może byłeś/aś w takiej sytuacji kiedy było ryzyko przez bycie z kimś, że z tą osobą upadniesz na dno? Ale rozsadek, czyjaś miłość Cię uratowała?
——————
Monika Janos – O teatrze życia – Życie jest szkołą
„Głupich nie sieją, sami się rodzą”
<Inteligencja zdecydowanie idzie w parze z czarnym humorem>
< Zaufanie to jak zapałka – drugi raz nie zapalisz >
——————