My nie winni że zdradzamy…
Pomimo, że wina leży po obydwóch stronach, zawsze będziemy twierdzić, że to “jej/jego” wina. Zarzucimy że przestał/a o siebie dbać, stał/a się nudna, zgryźliwy/a, zazdrosny/a, agresywna/a, kłótliwy/a… co powoduje niechęć w zbliżeniu się do niego/niej, ale nie pomyślisz czemu tak się stało. Zastanów się.
Czy po zastanowieniu nad związkiem nie dojdziesz do prawdy, że wina jest także i po Twojej stronie? Że, on/a jednak dbał/a o siebie, wszystko robił/a byś zwrócił/a uwagę na niego/nią a pomimo to szlajasz się za innymi, czy to nie znaczy że masz kurewską naturę? Zostaw, odejdź i dupy jemu/jej nie zatruwaj, przekonasz się co straciłeś/aś jak już z tobą nie będzie. Ale też nie zwalaj winy całej na drugą stronę.
Czyja wina?… to ona mnie uwiodła
Wkurwia mnie tłumaczenie -„to ona mnie uwiodła” – na to wytłumaczenie pokazuję fakiu. Nie pieprz takiego zdania, nie posługuj się taką wymówką, po prostu chciałaś/eś ją przelecieć. Do tanga trzeba dwojga.
Nie jestem lepsza i wcale mnie nie dziwi to, że jak jest okazja to czemu nie skorzystać. Wiele miałam za “skórą”, ale nigdy nie stosowałam głupiego, kretyńskiego tłumaczenia “to ona mnie uwiodła!”.
Oczywiście moja kobieta nie może zrobić skok w bok, ja tak i to świństwo z mojej strony, ale czy to moja wina że mam taki “kurewski” charakter?
Ponoć jest gen zdrady… tak więc to nie wina moja ani tej trzeciej, to wina natury… Prędzej na moje geny zwalę za to co zrobiłam, ale nie na to, że to “ona mnie uwiodła”.
Do tanga trzeba dwojga.
Fakt, faktem… jest wspaniale jeśli ktoś nas uwiedzie, pod warunkiem że nie jesteśmy zajęte.