Gdy siostry zakonne seksualizują dzieci – Potwornie zniekształcone ZYGOTY

Gdy siostry zakonne seksualizują dzieci

Gdy siostry zakonne seksualizują dzieci — slwstr

Potwornie zniekształcone ZYGOTY

Czy wiecie, że jedną z najwcześniejszych wzmianek jakie da się znaleźć w sieci na temat sprawy siostry Bernadetty, boromeuszki znanej też jako Agnieszka F., są pretensje jej zakonu pod adresem mediów? W oświadczeniu podpisanym przez przełożoną generalną siostrę Albertę, datowanym na 12 kwietnia 2008 roku, czytamy:

Zarząd Kongregacji Sióstr Miłosierdzia św. Karola Boromeuszka w Trzebnicy, wyraża ogromne ubolewanie z powodu rozpowszechniania przez media potwornie zniekształconych faktów, związanych ze sprawą molestowania seksualnego wśród wychowanków Specjalnego Ośrodka Wychowawczego w Zabrzu.

Ferowanie wyroków, dokonane przez media przed wyrokiem sądu wobec pracujących tam Sióstr, jest nie tylko bolesne, ale głęboko niesprawiedliwe i krzywdzące.

Ból odczuwany przez siostrę Albertę nie powstrzymał Rzeczpospolitej, która trzy dni później opisała pokrótce horror w domu opieki prowadzonym przez Agnieszkę F.:

bezkarnosc-boromeuszek-optymalizowany.gif

Skargi dzieci siostry kwitują wyzwiskiem „ty pedale”. Uderzały np. wieszakiem. Dzieci wyzywały od ułomów, debili. Przed drzwiami do siostry Bernadetty stoi ławeczka. Tam podopieczni czekają na karę za zgubienie skarpetki czy urwanie guzika. Bito pasem, kijem, mopem. Adam M.: – Dostawało się tyle, ile się miało lat.

Za gorsze przewinienia szło się na strych. Siostra Bernadetta nie biła. Mówiła tylko do starszych, zaufanych wychowanków: „Jest wasz, dajcie mu nauczkę”. Bili do krwi. (…)

W pokojach dzieci nie ma zabawek. (…) Większość moczy się w nocy. To syndrom dziecka molestowanego. Za to jest kara: wachlowanie prześcieradła aż będzie suche. Dzieci są na noc zamykane w pokojach na klucz. Do środka wstawia się wiadro. W ciągu dnia muszą być na sali dziennego pobytu. Wszyscy pod okiem sióstr. Prokuratorzy ustalili, że takie zwyczaje panowały w ośrodku od lat 70.

Proces ruszył, Rzeczpospolita opublikowała artykuł, kilka lokalnych gazet też o tym pisało, z mediów ogólnopolskich o sprawie miał notkę portal WP.pl, ale zasadniczo sprawa szybko ucichła. Media wróciły do niej dopiero w 2010 roku, gdy Agnieszkę F. skazano po raz pierwszy, jeszcze nieprawomocnym wyrokiem. Wprost relacjonowało:

Jak poinformował w czwartek prezes zabrzańskiego sądu rejonowego sędzia Marcin Rak, w opublikowanym tego dnia wyroku sąd zastosował wobec siostry Agnieszki F. łączną karę dwóch lat pozbawienia wolności z zawieszeniem wykonania na pięć lat, natomiast Bogumiłę Ł. skazał na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata. (…)

Kuratorium Oświaty w Katowicach, które po informacji prokuratury na początku 2007 r. kontrolowało zabrzański ośrodek uznało, że opieka w placówce, w której przebywa ok. 50 dzieci, mogła nie być prawidłowa, a stosowane metody były archaiczne. Wnioski przekazano zgromadzeniu sióstr boromeuszek, które zareagowało zmieniając tam kierownictwo.

Opieka mogła nie być prawidłowa, metody archaiczne. Czy to znaczy, że skłanianie starszych wychowanków, by gwałcili młodszych, to „archaiczna metoda wychowawcza”? Nie udało mi się dotrzeć do pisma Kuratorium Oświaty, by poznać szczegóły wniosków przekazanych zgromadzeniu sióstr boromeuszek.

W październiku tego samego roku w lokalnej prasie pojawiły się rozważania, czy siostra Bernadetta utraci otrzymaną w 2003 roku nagrodę św. Kamila:

O tym, że siostra Bernadetta jest w zaszczytnym gronie laureatów nagrody św. Kamila przypomniała podczas ostatniej sesji radna Anna Solecka-Bacia.

– Uważam, że kapituła nagrody św. Kamila nie powinna milczeć, jeżeli laureatka nagrody sprzeniewierzała się idei jej przyznania. Ludzie są ułomni, nie wszystko o nich wiemy, ale jeśli ta nagroda ma być etyczną wizytówką Zabrza, to powinna trafiać w ręce osób, które postępują etycznie – podkreśla Solecka-Bacia.

Oczekuje, że kapituła przyznająca nagrodę (m.in. prezydent Zabrza, przewodniczący RM i ubiegłoroczni laureaci) wyrazi chociaż ubolewanie, a w regulaminie przyznania nagrody pojawi się zapis umożliwiający jej odebranie osobie, która np. ma wyrok sądowy. Teraz go brak.

Dariusz Krawczyk, rzecznik zabrzańskiego magistratu, przyznaje, że trzeba tę sprawę uporządkować. Zapewnia, że kapituła nagrody się tym zajmie na swoim najbliższym posiedzeniu.

Ostatecznie kapituła nie musiała się niczym zajmować. Oburzona siostra Bernadetta sama zwróciła nagrodę, zaś zakon, jak doniosła lokalna prasa, „stanął murem za skazaną zakonnicą” (podkreślenie moje):

Zakonnica zwróciła nagrodę, która ma wielką wartość etyczną, bo… poczuła się dotknięta wystąpieniem radnej Anny Soleckiej-Baci. (…)

Boromeuszki zareagowały ostro. Nieprawomocny jeszcze wyrok sądu i wystąpienie radnej potraktowały jako potępienie siostry Bernadetty, a także szerzej – jako atak na kler w ogóle.

Co więcej, zakon sióstr miłosierdzia św. Karola Boromeusza stanął murem za skazaną zakonnicą. W liście podpisanym przez s. Albertę Barbarę Groń, przełożoną generalną, możemy m.in. przeczytać: “Siostra Bernadetta pracując w Specjalnym Ośrodku Wychowawczym w Zabrzu ponad 20 lat, wszystko poświęciła dzieciom (…) Nikt, kto nie ma doświadczenia posługi takim dzieciom, nie ma pojęcia, jak trudna to praca“.

Sprawa znowu przycichła. Aż do 2011, gdy sąd apelacyjny nie tylko utrzymał wyrok skazujący wobec Agnieszki F., ale go jeszcze zaostrzył. Siostrę skazano na dwa lata bezwzględnego więzienia. Przy tej okazji portal naszemiasto.pl próbował przypomnieć historię siostry Bernadetty, a także fakt, że gehenna dzieci w ośrodku boromeuszek trwała od wielu dekad (podkreślenia moje):

Miałem wtedy 10 lat. (…) Wpadła siostra i każdemu przywaliła menażką po głowie. Krzyknąłem niepotrzebnie, że boli. Wtedy siostra zaczęła mnie z całej siły walić tą menażką, aż zalałem się krwią. Było chyba ze mną źle, bo siostry zawiozły mnie do szpitala – opowiada Rafał, dzisiaj student pedagogiki.

Lekarz spytał, skąd wzięła się taka duża rana. Odpowiedział, że pobiła go zakonnica, ale siostra szybko zagadała, że dzieciak kłamie. Po prostu głupek spadł z roweru. Lekarz nie bardzo wierzył, ale tylko kręcił głową, nic nie zrobił. Rafał po raz kolejny przekonał się, że skarżenie na siostry nic nie daje. (…)

Sekrety ośrodka mogłyby na zawsze pozostać w ukryciu, gdyby nie śmierć 8-letniego Mateusza Domaradzkiego z Rybnika. Chłopiec zginął zgwałcony i uduszony przez dwóch mężczyzn. Jeden z zabójców, 25- letni Tomasz Z. przyznał, że był wychowankiem ośrodka sióstr boromeuszek w Zabrzu. Opowiadał, że właśnie tam nauczył się gwałcić dzieci i uważał to za coś zwykłego. Sam został wykorzystany po raz pierwszy, gdy miał około trzech lat, a potem robił to młodszym. Szukał pomocy u zakonnic, ale kazały mu cicho siedzieć i o tym nie rozpowiadać.

Tylko jedna nauczycielka, wtedy ze Szkoły Podstawowej nr 13 w Zabrzu, okazała odwagę. Kiedy w latach 80. na lekcje przestał nagle przychodzić Adam, mały wychowanek boromeuszek, miała złe przeczucia. Jego koledzy z ośrodka niejasno tłumaczyli, że jest chory. Siostry nie wpuszczały gości z zewnątrz, ale nauczycielka wdarła się do gmachu i odnalazła chłopca. Leżał w łóżku strasznie pobity, nie mógł nawet mówić. Wyszło na jaw, że jedna z sióstr wpadła w szał i zmasakrowała go nogą od krzesła. Wtedy sprawa trafiła do prokuratury, ale zakończyła się niczym. Do ośrodka przyszła nowa siostra dyrektorka, wcale nie lepsza niż poprzednia.

Wydaje się, że jednak historia ofiar Agnieszki F. i innych boromeuszek już nie budziła większego zainteresowania. Zakon, który kilka lat wcześniej ostrzegał media przed ferowaniem wyroków nim zapadnie ten prawomocny, tym razem nie raczył go skomentować.

II

Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?

W kwietniu 2014 roku Duży Format publikuje tekst Justyny Kopińskiej „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?”. Poznaliśmy dzięki niemu wiele drastycznych nowych szczegółów na temat tortur, jakie zdegenerowane zakonnice zadawały przez dekady bezbronnym dzieciom powierzonym im w opiekę (podkreślenia moje):

Funkcjonariusze z 20-letnim stażem pracy mówili potem, że czuli się w ośrodku nieswojo. Po kątach snuły się szare dzieci, wyglądały jak mali dorośli. W domu brakowało hałasu, radości. W pokojach nie było półek, jedynie łóżka przykryte kapą i taborety. W oknach kraty. Wszystko wspólne, nawet szafa z bielizną. Na pytania policjantów, dlaczego dzieci nie mają szczoteczek do zębów w oddzielnych kubkach, siostry powiedziały, że dzieci wiedzą, która jest czyja. Ale skąd wiedzą, skoro wszystkie szczoteczki są niebieskie? (…)

Tomasz opowiedział biegłemu psychologowi, jak w sierocińcu gwałcili go starsi wychowankowie. Nie miał wówczas nawet pięciu lat. Pamiętał, że to “było coś strasznego”. Nie pamiętał, kiedy sam zaczął dotykać innych chłopców.

Z zeznań wychowanków ośrodka wynikało, że Tomasz wykorzystywał dzieci przez wiele lat. Miał ksywkę “Pantera”, bo skradał się w nocy do łóżek. Wszyscy wychowankowie o tym wiedzieli i twierdzili, że o zachowaniu Tomasza wiedziały także siostry. (…)

W ośrodku pracowało osiem sióstr, nie było psychologa. Pozostałe siostry podporządkowały się systemowi kar dyrektorki. Dziewczynkom za karę wkładały mydło do ust, wiązały do słupa lub kaloryfera, myły w zimnej wodzie. “Koleżanka przybiegła do mnie – zeznawał jeden z wychowanków. – Miała opuchnięte ręce, siniaki, płakała. Okazało się, że siostra przykuła ją do kaloryfera i zostawiła“. (…)

Pierwszy raz przyszli do mnie w nocy, jak miałem sześć lat. Spałem i rozebrał mnie starszy chłopak, kazał mi różne rzeczy zrobić. Od razu powiedziałem siostrze Bernadetcie i bardzo się bałem, bo siostra nie zareagowała. Później zaczęli do mnie przychodzić inni wychowankowie. Pytali, czy chłopacy już mi to robili. Powiedzieli, że im też. Nikt się tym nie zajął. Więc zajęliśmy się sobą sami. Siostry musiały reagować na nasze próby samobójcze. Nałykałem się najsilniejszych psychotropów, zadzwoniły po karetkę. W szpitalu mówiły później: “myślał, że to cukierki”. Najdziwniejsze, że ich tłumaczenia nie miały sensu, a wszyscy wierzyli.

bezkarność boromeuszek przemoc kopia.gif

Tym razem na historię Bernadetty zwrócono uwagę. Już kilka dni po reportażu Kopińskiej materiał o jednej z ofiar Bernadetty zrobił TVN – był to bezdomny, który został zatrzymany za gwałt na dwóch nastolatkach. Za historię sadystycznej zakonnicy wzięły się wysokonakładowe brukowce, na przykład Fakt. Dziennik Zachodni dotarł do innej ofiary, dorosłego już mężczyzny i zrelacjonował jego przeżycia w domu grozy zbudowanym przez boromeuszki:

Siniaki, rany na głowie, podbite oczy, pręgi na rękach; tego nie może ukryć Rafał z zakładu sióstr boromeuszek, kiedy chodzi na naukę gry na akordeonie do szkoły muzycznej w Zabrzu. Pewnego dnia po powrocie z lekcji od razu dostaje od zakonnicy w twarz. To za to, że przyszedł tutaj rozpytywać o niego nauczyciel muzyki. Pytał, czemu to dziecko takie poobijane? Co tu się dzieje? Tylko rozgniewał siostrę dyrektorkę.

– Jak jeszcze ktoś przyjdzie szpiegować, to się nie pozbierasz – grozi siostra. Nikt obcy nie ma prawa zaglądać do staroświeckiego gmachu w centrum Zabrza, który rządzi się własnymi prawami. Nie ma mowy o żadnych wizytach nauczycieli, kolegów ze szkoły czy kogoś tam z cywilnego świata. Zawsze panuje cisza, jakby nie mieszkały tu dzieci. Wąskie okna zamknięte, niektóre zamurowane. I pusty ogród.

Rafał: – Rządził taki strach, że aż zatykało. Dali mnie tutaj, jak miałem dwa lata i tylko wyzwiska: gnoju, debilu, ułomie. Bicie. Zakonnice blisko trzymały z Panem Bogiem. Jedna siostra mówiła, że Jezus to jej oblubieniec. Dla dziecka to coś znaczy. Od niego wiedziała, że my z ośrodka będziemy smażyć się w piekle, bo jesteśmy patologia. Bałem się piekła i tego Boga wojny.

Po materiale w Wyborczej po raz pierwszy zmienił się też ton publicznych wypowiedzi zakonu. Już nie o „potwornie zniekształconych faktach” czy „poświęceniu” siostry Bernadetty. Zgromadzenie wydało zamiast tego oświadczenie, w którym „przeprasza za cierpienia wielu osób” i „także za grzech zgorszenia”. Ani słowa o możliwości odszkodowań dla ofiar, którym katolickie sadystki zniszczyły życia.

III

Działy się tam również złe rzeczy

Skrucha zakonu była pozorna – gdy jedna z ofiar upomniała się o finansowe wynagrodzenie doznanych krzywd, siostry nie wyraziły chęci by dobrowolnie takowe dać. Najbardziej chyba szokującym dokumentem katolickiej obojętności na krzywdę był pełen współczucia dla skazanych sióstr tekst z Gościa Niedzielnego:

W medialnym zgiełku gubi się prawda. Liczy się efekt. Często chodzi po prostu o zniszczenie kogoś i przekreślenie dobra.

W przypadku osób w sutannie lub habicie, na których ciąży jakaś wina, trudno liczyć na troskę o obiektywizm, o próbę zrozumienia złożoności sytuacji czy wysłuchania drugiej strony. Wyciąganie drzazgi z oka brata lub siostry odbywa się w mediach przez obcięcie im głowy. Owszem, w ośrodku w Zabrzu nie wszystkie trudne sytuacje były rozwiązywane tak, jak być powinny. Działy się tam również rzeczy złe. Kilkoro dzieci zostało skrzywdzonych. Rozmawiałem o tych smutnych wydarzeniach z s. Bernadettą i s. Franciszką, które sąd uznał za winne zaniedbań i stosowanie przemocy. Pokazały mi piątkowy „Fakt”. Tytuł z okładki: „Zakonnica stworzyła szkołę morderców i pedofilów!”. – Niech ksiądz patrzy, co oni z nami zrobili… brakuje słów, zgroza, popełniałyśmy błędy, ale to przecież nie tak… (…)

Pytam o kraty w oknach na parterze. – Księże, za oknem jest boisko, na wprost okien bramka, nie wypłaciłybyśmy się za stłuczone szyby. Przecież to nie jest żadne więzienie, wszystkie dzieci wychodzą do swoich szkół i na różne dodatkowe zajęcia. Siostry zastanawiają się teraz po raz kolejny, czy nie zamknąć ośrodka. Nie mamy już siły dalej tego ciągnąć pod taką presją, powtarzają. Dzieci oglądają telewizję, słyszą ten cały szum wokół nas, też są tym wszystkim zmęczone.

Choć powyższy tekst może się wydać szokującym, tym co bardziej mnie zszokowało była zupełne obojętność tzw. środowisk katolickich na ogrom dziecięcej krzywdy i deprawacji, którą katoliccy opiekunowie zgotowali dzieciom. Można by pomyśleć, że tak instytucja Kościoła, jak i katolickie media, tak przecie zainteresowane obroną dzieci przed deprawacją, zechcą poświęcić jakąś uwagę przypadkowi, gdy monstrualnych wprost rozmiarów deprawacja dokonywana była przez ludzi nazywających Jezusa swoim oblubieńcem, prawda? Zapewne wyjaśnienie, dogłębne, przyczyn tak potwornych naruszeń stałoby się priorytetowe?

Jednak nie.

bezkarność-search.gif

Na stronie Episkopatu nie ma ani jednej wzmianki o „siostrze Bernadetcie” czy „Agnieszce F.”, ta sprawa tam nie istnieje, gdy przeszukamy ją wyszukiwarką za pomocą wspomnianych haseł. Jeśli jednak wyszukamy na tej stronie „deprawację”, natychmiast dowiemy się – pierwszy wynik wyszukiwania! – że dzieci deprawuje „równość, tolerancja, antydyskryminacja i różnorodność”. To z bredzeń biskupa Miżyńskiego.

Nie bicie do krwi, nie doprowadzanie do gwałtu przez starszych wychowanków w ramach dyscyplinowania, nie przywiązywanie do kaloryfera czy bicie prętem po szyi. „Tolerancja” deprawuje dzieci według najwyższych hierarchów Kościoła w Polsce.

Do kolejnego etapu parlamentarnych prac przeszedł niedawno projekt ustawy „Stop pedofilii” promowany przez Kaję Godek. Na stronie organizacji, która stoi za projektem tej ustawy (Strona życia), możemy zobaczyć liczne przykłady pedofilii – a wszystkie starannie dobrane tak, by dało się je powiązać z osobami LGBT. Dzieci wykorzystują tam właściwie tylko homoseksualiści, czasami osoby transpłciowe lub opisywane jako transpłciowe, prawie zawsze chłopców, by zwiększyć poczucie homoseksualnego charakteru pedofilii (w rzeczywistości większość nieletnich ofiar molestowania to dziewczynki, choc nie w Kościele katolickim, gdzie rodzice rytualnie narażają raczej chłopców oddawanych na posługę kapłanom, także tym pedofilnym).

Przeszukałem tę stronę na obecność fraz takich jak „Bernadetta” i „Agnieszka F.” – wydało mi się rozsądnym oczekiwać, że strona poświęcona problemowi pedofilii, za którą stoi organizacja, która ponoć ma na celu właśnie walkę z pedofilią i seksualizacją dzieci w Polsce, wspomni o miejscu, w którym przez dekady gwałcono dzieci. Albo o osobie, która stała na czele tego miejsca. Tymczasem:

…sprawdziłem też z pisownią “Bernadeta”, wtedy jedyne wyniki to wspominki o jakiejś osobie dająca pieniądze na działania tej promującej homofobię fundacji. W tej notce ograniczam się do sprawy Bernadetty, czytelnikom polecam wszelako jako ćwiczenie do wykonania w domu przeszukanie Strony życia hasłami takimi jak „Jankowski” czy „pedofil z Tylawy”. Wyniki są równie ciekawe.

Pod tagiem „deprawacja” na stronie tygodnika Niedziela kryje się artykuł o rozprzestrzenianiu ideologii LGBT. Przeszukanie za pomocą Google daje więcej wyników – dowiemy się, że deprawuje też np. teatr. Bardzo mało dowiadujemy się o Bernadetcie czy Agnieszce F. Nic poza przedrukiem lakonicznych notek prasowych, żadnej pogłębionej analizy przyczyn, zagrożeń dla młodzieży wynikających z zamykania ich w domach opieki razem z katolickimi siostrami.

Wychodzi na to, że trwające od lat 70 zeszłego stulecia seksualizowanie i molestowanie nawet bardzo małych dzieci, na wielką skalę, nie zwróciło żadnej uwagi środowisk mających obsesję na punkcie seksualizowania dzieci. Zaczynam odnosić wrażenie, że środowiskom katolickim nie chodzi o walkę z seksualizowaniem dzieci, a raczej oskarżenie niewinnych ludzi o seksualizacją, a potem użycie tego jako pałki i pretekstu do zohydzających, szczujących ataków na znienawidzoną grupę (LGBT).

Bardzo to wszystko dziwne, nieprawdaż?

IV

To grzech śmiertelny donosić na osoby duchowne

W ten sposób dochodzimy do pod pewnymi względami najbardziej ponurego aspektu historii boromeuszek prowadzących dziecięcą katownię w Zabrzu.

Mimo chwilowego znacznie większego zainteresowania, także i materiał Kopińskiej w Wyborczej niewiele zmienił. Owszem, Bernadetta trafiła wreszcie do więzienia – wcześniej odwlekała to ciągłymi wnioskami, w których uzasadniała konieczność zachowania wolności rzekomym słabym stanem zdrowia i tym, że przecież już żyje w odosobnieniu w klasztorze.

Sama Kopińska rok po materiale o Bernadetcie opisała kolejną patologię, tym razem boromeuszek zajmujący się męczeniem dziewczynek:

Jednak na Facebooku, na którym wychowankowie komentowali medialne doniesienia, dostrzegłam rozżalenie dziewczyn. Jedna z nich napisała: “O nas nikt nie mówi. Tylko wychowawczynie w grupie chłopców postawiono przed sąd. Nasz potwór, siostra Patrycja, spokojnie żyje i dalej może dręczyć dzieci”. Chłopcy z ośrodka sióstr boromeuszek mogą się ubiegać o odszkodowanie, ale jedynie od zakonu. Nie ma bowiem świeckiej instytucji w Polsce, która przyznałaby się do odpowiedzialności za kontrolę ośrodka siostry Bernadetty. Dziewczynki zadośćuczynienia nie dostaną.

Przemoc wobec dziewczyn przyjmowała nie mniej monstrualne rozmiary:

W sierocińcu od początku było strasznie. Ton nadawały siostra Bernadetta, Patrycja, a później Monika. Podobne w okrucieństwie. Patrycja, bo stosowała upokarzające kary, jak przywiązanie do słupa i kaloryfera na wiele godzin. Monika, bo biła mnie najmocniej. Okładała pięściami po twarzy, kręgosłupie. Zdarzało się, że traciłam przytomność. A Bernadetta, bo jako dyrektor na to wszystko pozwalała. (…)

Siostra Monika trenowała boks na dziewczynkach. Potrafiła najpierw pobić kilkuletnią wychowankę, a potem podnieść ją do góry i rzucić o stół. Siostry mówiły:

– Głupia szmato, z ciebie nic w życiu nie będzie. (…)

Siostra Monika rwała dziewczynkom włosy z głowy. Raz straciła nad sobą kontrolę i szarpała wychowanką tak, że na połowie głowy zostało jej gołe ciało pokryte krwią. Siostry przez tydzień trzymały ją w izolatce i nie puszczały do przedszkola. Jak już wyszła, zaczesywano jej włosy w taki sposób, aby jak najmniej było widać rany.

W tym drugim reportażu pada interesujące zdanie jednej ze świeckich nauczycielek z ośrodka, zapytanej, dlaczego nie doniosła o patologiach, które widziała, takich jak rwanie włosów z głowy aż poleje się krew. Kobieta wyjaśniła, że „to grzech śmiertelny donosić na osoby duchowne”.

Tak oto musimy dotknąć jądra katolickiej ciemności. Dekadami boromeuszki mogły bić dzieci do krwi, mogły je dyscyplinować każąc innym wychowankom gwałcić te „nieposłuszne”, mogły bić prętami po szyi, wiązać do kaloryfera, zamykać w izolatkach, wyrywać włosy, bo prawie nikt nie reagował, bo to grzech donosić na dręczących dzieci dewiantów, jeśli mają habit (tak samo jest, jak wiemy, z koloratką). Zważmy, ostatecznie cała historia wydała się nie dlatego, że ktoś uczciwy doniósł na boromeuszki, a ktoś inny na to zareagował, tylko dlatego, że zdeprawowane siostry tak pracowicie produkowały zło, aż były go takie ilości, że się wylało poza mury ośrodka.

Gdy jeden z byłych wychowawców zaczął masowo gwałcić dzieci z jednej ze szkół w Sosnowcu, a w końcu razem ze swoim kuzynem zamordował jedną z ofiar, dopiero wtedy ruszyła maszyna wymiaru sprawiedliwości.

I jeśli uczciwie na to spojrzymy, zbyt długo ta maszyna nie podziałała, ani zbyt wiele sprawiedliwości nie wyprodukowała. We wszystkich historiach czytamy, że gehenna maluchów trwała dekady. Czytamy nawet, że siostra Bernadetta przejęła metody od poprzedniej dyrektorki, której sama się wcześniej bała. Dowiadujemy się, że o patologiach wiedzieli wszyscy w ośrodku, czytaliśmy, jak nie tylko siostry zajmujące się chłopcami, ale także „opiekunki” dziewczynek zajmowały się torturowaniem swoich podopiecznych. I co? I w sumie nic. Dwie siostry zostały skazane, z domu tortur trwających prawie pół wieku.

V

Serce zepsute

Przygotowując ten wpis starałem się znaleźć tak wiele materiałów o sprawie boromeuszkowego domu dziecięcej udręki, jak to możliwe. Jeden z nich wydawał się dość optymistyczny – Polityka opisała historię Marty, dziewczyny, która przetrwała męczarnie i nie złamała się. Jej przeżycia u boromeuszek, do których trafiła z patologicznego domu razem z mniejszym bratem, były, można rzec, typowe:

Poza tym było normalnie. Boromeuszki zwracały się po staremu: per patolu, mały gnojku, ułomku, debilu. Wychowywały też spontanicznie: trzepaczką, miotłą, chochlą, drewnianym wieszakiem ze znienawidzonym przez Martę wbijającym się w głowę metalowym haczykiem. Bardziej wyrafinowane niż tato. Niepobożny język karciły wiązaniem do słupów z kneblem z mydła w ustach. (W bożonarodzeniowe święta wokół tych słupów okręcały choinkowe lampki, robiąc atmosferę).

Marta postanowiła zostać policjantką by pomagać dzieciom opuszczonym przez los, takim jak ona:

Dlatego codziennie rano wkłada czarny uniform (na plecach logo „Szkoła Policyjna”). Na nogach – z ciągle podkurczonym dużym palcem – glany. Przysypiający pasażerowie autobusu linii 5 odgadują, że ta ruda dziewczyna jest pewnie uczniem klasy mundurowej w Siemianowicach. Głowę upiętą w ciasny kok Marta, lat 18, nosi wysoko, niech patrzą. Jakby chciała dać do zrozumienia: tylko ruszcie palcem swoje – płodzone mimochodem – dzieci. Będziecie mieć ze mną do czynienia. A wie, o czym mówi. Podczas zajęć praktycznych zabezpieczała już mecze, umie zakajdankować, precyzyjna na strzelnicy, mająca refleks w karate. Na trzydniowym kursie przetrwania oceniona jako odporna psychicznie.

Niedawno skoczyła do kobiety odciągającej za włosy synka sprzed sklepowej wystawy: – Trochę szacunku! To jest pani dziecko rodzone!

Może kiedyś Marta, już w prawdziwym policyjnym mundurze, też spotka na torach bezpańskie dziecko, dla dorosłych przezroczyste, jak w zdaniu przecinek.

Niestety nie udało się, o czym Polityka napisała w kolejnym artykule, trzy lata później:

Przez wzgląd na dzieci wstąpiła do szkoły policyjnej. Szła przebojem z klasy do klasy, opiniowana jako posiadająca refleks i mocna w psychice. Odbyła już liczne kursy przetrwania, kajdankowania, karate, precyzyjna na strzelnicy.

Niestety, zdyskwalifikowana po trzech latach z przyczyn sercowych. Prócz podkurczonego palca od wiecznie przyciasnych butów, ucha naderwanego za grzechy wyrządzane zeszytom błędami w mnożeniu zostało jej po Bernadetcie serce zepsute. Specjaliści orzekli, że siadł na serce stres z całego życia oraz nieleczone przeziębienia spowodowane kąpielami w zimnej wodzie, którymi karano nieposłuszeństwa. Może gdyby znalazł się wówczas jakiś dorosły i zaprowadził do doktora, kiedy uskarżała się na mocne kłucia we wsierdziu, sprawy potoczyłyby się inaczej. Specjaliści podjęli się ratować mundurowe plany Marty, lecz nic obiecać nie mogą. W końcu to jest jednak serce.


W 2015 roku, w wyniku zmian w prawie, niezwiązanych z ich sprawą, boromeuszki zamknęły dom zły dla sierot, który zbudowały w Zabrzu. Żadne inne osoby z nim związane nie zostały osądzone lub skazane.

Social media:
Monika Janos

Author: Monika Janos

Milutkiego spędzania na stronce Wam mili życzę, i mam nadzieję że moim pisaniem nie jedną wzruszę, rozweselę dusze. „Autoportret pisany Nie jestem już młoda a też i nie stara W kość oczywiście swoje dostałam Stwierdziłam zatem że wolność jest dla mnie miła W toksyczne związki nie wchodziłam Synowi się poświęciłam Moje szczęście jest miłe... bo syn nie jest skurwysynem Zadowolona jestem z mojego życia Pomimo że od niego po dupie porządnie dostałam Cieszę się z mojego splendoru Na starość przekażę go do rozbioru Wspomnienia będę sobie snuła Nie pójdzie na marne moja nad życiem zaduma Daję każdemu tę oto radę - żyj tak Aby na starość wspominać a wstyd opowiadać było Jestem jaka jestem i mam nadzieję że moimi wypowiedziami, przemyśleniami nie robię nikomu krzywdy. Piszę co myślę, mówię co myślę a pisać, pisać każdy może - lepiej lub gorzej i tak powiem Wam szczerze, nie znam się na pisaniu co i jak gdzie znaki interpunkcyjne wstawić. Wiele bym o sobie mogła jeszcze pisać, ale nie będą mą zajebistością Was męczyła ;-)

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Social media & sharing icons powered by UltimatelySocial